wtorek, 12 lipca 2016

Cesarskie Cięcie, chwile szczęcia i chwile grozy

Po 8:00 zaczęli przygotowywać moją żonkę do cesarskiego cięcia.

Biedna trochę się stresowała miejscowym znieczuleniem.
"Troszkę się boję"
"Będzie wszystko dobrze kochanie, zaraz zobaczysz nasze myszki"

"Panią zabieramy a Pan poczeka tu w tym przedsionku. Jak wyciągniemy dzieci to Pana zawołamy."


Niecierpliwie czekam w tej małej klitce, chodząc od ściany do ściany.
Co chwile przychodzi jakiś lekarz i staje w przedoperacyjnym pomieszczeniu i zagląda przez szybkę.
"Coś jest nie tak" - pomyślałem. "Nie na pewno wszystko jest w porządku".

"Proszę może Pan zobaczyć dzieci."

Wchodzę do sali przed zabiegowej i widzę już swoje piękne dzieci.
"Wszystko w porządku z dziećmi" - pytam.
"Tak piękne i zdrowe".



Helenka i Franek :) Moje szkraby.

Po tym pięknym widoku odwracam głowę w bok w poszukiwaniu żony.

Nogi mi się ugięły a serce zamarło.
Widzę moją żonę pod pełną narkozą, nieprzytomną. ( Miało być miejscowe znieczulenie)
Pełno krwi i cała "otwarta".

"Co z moja żona?"
"My tu zajmujemy się dziećmi, proszę pytać lekarza."
Unikają odpowiedzi, to nie wieszczy nic dobrego.
Patrzę na Panie anestezjolog i uśmiecham się porozumiewawczo aby sprawdzić czy wszystko jest ok.
Nie odwzajemniła przepływu informacji jakby była trochę zmieszana.
"Gdzie będą moje dzieci?"
"Przewozimy je na oddział pod lampy na nagrzewanie. Proszę przyjść do nich za godzinę"

Wychodzę z sali, a moja żonę nadal operują. Pytam się pielęgniarki czy z moją żona wszystko ok?
"Nie jestem lekarzem, do 2h powinni ja wybudzić i przewieźć na sale, proszę czekać."

Wziąłem torbę nie sięgnąłem nawet kitla i poszedłem na oddział położniczy.
Stres nie z tej ziemi.

Cdn... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz